Propaganda hitlerowskich Niemiec była zakrojona na szeroką skalę, mam wrażenie, że to było trochę jak z dzisiejszym marketingiem produktu. Otwierasz kalendarz powiatowy, a tam każdy artykuł związany z obowiązującym ustrojem politycznym. Radia zaprojektowane specjalnie dla ludu, aby mogli słuchać przekazu przywódców. Straszne czasy.

Przeglądając czasopisma i dostępną literaturę z tamtego okresu, natrafiłem na artykuł, który opisuje, kto, kiedy i jak budował pierwszy obóz RAD w Rudach. Poświęciłem trochę czasu, zrobiłem transliterację i przetłumaczyłem go. Dla mnie wniósł on sporo ciekawostek na temat obozu RAD 4/122 Groß Rauden.

Oryginalny tytuł artykułu: Wir vom Dorfkommando. Wie ein Arbeitsdienstlager entsteht.

Wydany w ramach: Ratiborer Heimat-Kalender für 1935

Oddział RAD 6/122 Katscher (Kietrz) ustawia się w szeregu. Nagle pojawia się komendant obozu.

Baczność! Oczy w prawo!” i załoga nieruchomieje.

Po złożeniu regulaminowego meldunku przez „oficera obozu” pada komenda: „Oczy na wprost – spocznij!”, po czym głos zabrał komendant obozu: „Do komendy w Groß-Rauden trzydziestu ochotników wystąp!”.

Jeden patrzy na drugiego, bo o nowym obozie mówi się już od kilku tygodni.

Wkrótce występuje trzydziestu mężczyzn. My, wybrani, zostajemy od stóp do głów nowo umundurowani i już pojutrze pociąg wiezie nas do Groß-Rauden.

W sali zajazdu “Langenburger Hof” (dopisek: gospoda, aktualnie nieistniejący budynek, znajdował się przy rynku w Rudach, w jego miejscu znajduje się teraz skwerek przed szkolną salą gimnastyczną) rozstawiamy nasze łóżka. Ale potem trzeba napełniać sienniki słomą. Musimy iść pięć kilometrów, by ją zdobyć.

Tak więc już pierwszego dnia robi się jedenasta w nocy, zanim trafiliśmy do łóżek. Ale cieszymy się, że wykonaliśmy pracę, i wkrótce siedzimy na rynku, grając i śpiewając przy naszych instrumentach.

Rano maszerujemy przez cichą wieś, śpiewając rześko. Gdzieniegdzie ktoś patrzy na nas ze zdziwieniem, nawet stare, stuletnie dęby zdają się dziwić. W końcu docieramy na miejsce przyszłego obozu. Znajduje się on na półwyspie, otoczonym z trzech stron wodą.

Pierwszym zadaniem jest zbudowanie kładki nad rzeką Rudą, aby można było czerpać wodę ze studni oddalonej o 100 metrów. Następnie teren, na którym ma stanąć obóz, zostaje wyrównany. Z prawdziwym entuzjazmem oddajemy się pracy. Starszy dowódca oddziału, starszy dowódca drużyny czy zwykły członek drużyny (dopisek: tzw. junak), każdy się angażuje. Nie mamy żadnych nadzorców ani poganiaczy, każdy pracuje najlepiej, jak potrafi. Wszystkim nam sprawia ogromną radość to, że możemy na tej prastarej ziemi tworzyć coś z niczego.

Podczas buszowania po starych budynkach, znajdujemy żelazne części, które mają już kilkaset lat. Nic dziwnego, bo to właśnie tutaj znajdował się początek wsi, założonej przez cysterskich zakonników. Jesteśmy dumni, że możemy kontynuować dzieło mnichów.

Nasze zakwaterowanie będzie się mieścić w obozie barakowym. Obóz ten składają się z trzech baraków mieszkalnych, jednego gospodarczego, jednego administracyjnego i jednego pralniczego. Podstawą każdego baraku jest ruszt składający się z 400 pali.

Przez dwa dni naszym jedynym zadaniem jest więc ostrzenie i opalanie tych pali. Jeszcze nigdy nie opalano tylu pali. Następnie wbijamy je w ziemię ciężkimi drewnianymi młotami. Od tego pojawiają się pęcherze, ale pocieszamy się myślą, że odciski na dłoniach są najlepszą wizytówką.

Pewnego pięknego dnia nadjeżdża pierwszy samochód ciężarowy z elementami baraku mieszkalnego. Musi kursować pięć razy, zanim wszystkie części zostaną przywiezione. Potem zaczyna się montaż. Nic nie wymaga poprawek – wszystko do siebie pasuje. Podziwiamy inżynierów i robotników, którzy wykonali tę wspaniałą pracę.

Dzień w dzień budujemy nasz obóz. A wieczorami siadamy razem i śpiewamy. Czasami nasz oficer szkoleniowy opowiada nam o Führerze, ruchu i bohaterach, którzy kiedyś uczynili Niemcy wielkimi.

Od ostatniego pożaru lasu, we wsi też jesteśmy postrzegani inaczej. Byliśmy na miejscu zdarzenia przed strażą pożarną. Jakże zdumieni byli mieszkańcy wsi, zwłaszcza kobiety, u których mamy teraz szczególne miejsce w ich sercach. Z nowym zapałem i pogodnym duchem, nasz obóz wkrótce dobiegnie końca.

Pewnego pięknego poranka, gdy kładliśmy dach ostatniego baraku, nasz przywódca grupy przyszedł, aby dokonać inspekcji pracy „dobrych chłopców”. Jego pochwała była największą nagrodą za naszą pracę.

Dziś jest nas 220 mężczyzn, a nasz obóz jest jednym z najpiękniejszych w regionie.

My, komenda wiejska, jesteśmy dumni z dzieła, które stworzyliśmy.


Wersja oryginalna: